Małgorzata Kożuchowska rok temu, w wieku 43 lat urodziła pierwsze dziecko. Aktorka od początku zapewniała, że nie skorzystała z metody in vitro, którą wyklucza ją bowiem jej katolicki światopogląd. W najnowszej Vivie ujawnia, że poddała się naprotechnologii.
Chyba po raz pierwszy w życiu zajęłam się na poważnie swoim zdrowiem - wspomina. Bo coś takiego jak "zdrowie" w zasadzie wcześniej w moim życiu nie istniało. Nie zdecydowałam się na metodę in vitro. Postanowiłam zawalczyć o dziecko inaczej. Miałam szczęście, trafiłam na wspaniałą doktor endokrynolog, panią Katarzynę Jankowską, która oprócz tego, że jest świetnym fachowcem, ma to coś, co jedni nazywają intuicją, inni darem.
Okazało się, że wcześniej byłam traktowana bardzo schematycznie. Dzięki niej poddałam się naprotechnologii, metodzie, która indywidualnie podchodzi do każdej kobiety. Po dwóch miesiącach leczenia byłam w ciąży. I dopiero wtedy pani doktor przyznała mojemu mężowi, że z badań wynikało, że miałam może dwa, trzy procent szans na posiadanie dziecka. Oczywiście miałam też ogromne szczęście.
Naprotechnologia, której skuteczność kwestionuje większość środowisk lekarskich w Polsce, jest metodą leczenia niepłodności, akceptowaną przez Kościół.
Doktor Maciej Barczentewicz z lubelskiej przychodni Macierzyństwo i Życie, zapewnia jednak, że daje bardzo dobre wyniki.
Dajemy 40-50 procent szans na sukces, jeśli pacjenci przejdą przez cały algorytm leczenia - komentuje w Fakcie. Diagnostyka plus leczenie trwa od 18 do 24 miesięcy. Czasami potrzebna jest interwencja dietetyczna i psychologiczna.