Kariera Krzysztofa Rutkowskiego od kilku lat skupia się głównie na krytykowaniu pracy różnych służb, z policją i prokuraturą na czele. Zajmuje się najgłośniejszymi medialnie aferami, często sam oferując rodzinom pokrzywdzonych swoje usługi. Dba przede wszystkim o swoje własne interesy - organizuje konferencje prasowe, rzuca kontrowersyjne tezy i oskarża funkcjonariuszy o zaniedbania. Nie mówi zaś dużo o tym, że prowadzi swoją działalność mimo utraty licencji detektywa.
Najnowszym zajęciem Krzysztofa jest sprawa zaginionej w Poznaniu Ewy Tylman. W tej sprawie prokuratura zatrzymała już Adama Z., podejrzanego o zabójstwo koleżanki z pracy. Praca Rutkowskiego nad tą sprawą pełna jest znaków zapytania i budzi wiele kontrowersji - znów wygląda na to, że bardziej zależy mu na wypromowaniu siebie, niż na dobru bliskich ofiary.
Jak donosi poznańska Gazeta Wyborcza, tym razem parcie Rutkowskiego na sławę mogło przybrać wyjątkowo niebezpieczną formę. Radosław B., jeden z pracowników Rutkowski Patrol, usłyszał zarzuty nakłaniania jednego ze świadków do składania fałszywych zeznań, złożono też wniosek o areszt dla niego. Chodzi o kobietę, która zgłosiła się na policję i zeznała, że widziała, jak mężczyzna ubrany w niebieską kurtkę (taką, jaką miał na sobie Adam Z.), wrzucał coś do Warty na wysokości Mostu św. Rocha. Podczas eksperymentu procesowego przyznała jednak, że... została przekupiona. Zobacz: Świadek Rutkowskiego WZIĄŁ 10 TYSIĘCY ZŁOTYCH za fałszywe zeznania?!
W piątek Rutkowski i jego współpracownicy zostali zatrzymani przez policję na autostradzie pod Poznaniem. Według osób, które są blisko śledztwa w sprawie Ewy Tylman, "sprawa jest naprawdę bardzo poważna".