Tomasz Lis lubi narzekać w sieci na odbiór swoich felietonów i programów. Co prawda nie ustawił się w jednym rzędzie z Jarosławem Kuźniarem, ale czasami chyba miał na to ochotę. Prowadzący Dzień Dobry TVN od lat nie może znieść myśli, że nie wszystkim widzom podobają się jego ostre opinie. Każdego, kto się z nim nie zgadza, nazywa "hejterem". Zobacz: Hołdys broni Kuźniara: "ZOSTAŁ ZALANY TSUNAMI OBRZYDLIWEGO HEJTU! Dowiedział się wszystkiego o ludzkiej nienawiści"
Teraz Tomasz Lis wystąpił w niemieckiej państwowej telewizji ARD, wypowiadając się jako... dziennikarz prześladowany przez nowy polski rząd. Jak zapewniał przed kamerą, spotyka to również innych pracowników mediów, którym nie po drodze z Prawem i Sprawiedliwością.
Odkąd PiS doszedł do władzy, robi co w jego mocy, by usunąć wszystkie przeszkody na drodze do uzyskania absolutnego monopolu władzy. Krytyczne wywiady z politykami - tego Polacy już pewnie nie uświadczą - stwierdził na antenie. Odniósł się także do zawieszenia dziennikarki TVP Katarzyny Lewickiej po rozmowie z ministrem kultury Piotrem Glińskim: Lewicka pytała wicepremiera Glińskiego o wolność artystyczną. Była uparta. Domagała się odpowiedzi i została za to zawieszona. W międzyczasie wróciła na antenę. Ale to było ostrzeżenie. TVP czekają zmiany. Kto posiada media, ten posiada władzę.
Sam Lis zapewniał jednak, że perspektywa nieprzedłużenia kontraktu z Telewizją Polską na jego autorski program wcale go nie martwi.
Specjalnie nad tym nie boleję, bo program i tak był bojkotowany przez polityków rządzącej partii - wyjaśnił. Gdy ani prezydent, premier, ani ministrowie nie chcą przychodzić do programu dyskutować, to traci on trochę swój sens.
Na koniec dodał, że często jest obiektem ataków "hejterów", którzy grożą jego i jego rodzinie.
Życzą mi, bym zdechł na raka, albo piszą, że wyślą moje ciało do Kaliningradu. I tak jest codziennie - wyznał.
Zobacz też: KRRiT zajmie się wpisem Lisa o szefie MSZ: "TO TEN TCHÓRZ CO POPISKIWAŁ "nie zabijajcie nas"?"