Grażyna Szapołowska ma na koncie ponad 60 ról filmowych. Wiele z nich wymagało od niej pokazania ciała przed kamerą, Ponieważ reżyserzy uwielbiali ją rozbierać, nagość szybko stała się jej znakiem firmowym. W książce Łukasza Maciejewskiego Aktorki. Portrety wyznała, że czuje się wykorzystana. Ujawnia, że reżyserzy często wymagali od niej rozbieranych scen nawet, gdy nie miały żadnego znaczenia dla fabuły.
Oczywiście często odbierałam telefony i słyszałam gubiącego się w zeznaniach reżysera, dukającego: "Słuchaj, Grażyna, jest taka rola, wiesz". Ścinałam to krótko: "Rozumiem, że trzeba się rozebrać?". "Tak". "Dobrze. A ty się rozbierzesz?" "Ja?! Eee, no tak". "No to dobrze” - wspomina w książce.
_Wiedziałam, że reżyserowi chodzi tylko o to, żeby pokazać kawałek mojego ciała. Dla roli to nie miało żadnego znaczenia, ale potem się okazywało, że ten kawałek ciała, który mógł być nawet ubrany, robił większe wrażenie niż cały film._
Rzeczywiście, ciężko teraz przypomnieć sobie film z Szapołowską, w którym się nie rozebrała. Aktorka przyznaje, że na nagości zbudowała swoją karierę, ale wtedy nie widziała innej możliwości.
Byłam młoda, naiwna i wybrałam taką drogę. Seks jako narzędzie pracy. Reżyserzy to wykorzystali. Im nie zawsze pomogło. Mnie chyba tak. Pół minuty machania tyłkiem wystarczyło, żeby zrobić karierę - komentuje po latach.
To nie były czasy, w których można było wybrzydzać: "Nie, ja tego nie wezmę, tamto mi się nie podoba". Teraz mogę sobie na to pozwolić, ale wtedy brało się wszystko jak leci, żeby czegoś się nauczyć, pracować, a często po prostu przeżyć. Pracowaliśmy przecież za śmieszne stawki.
Zobacz też: Szapołowska: "Byłam niezła dupa!"