Justyna Steczkowska miała w niedzielę wystąpić gościnnie na koncercie światowej sławy tenora Jose Carrerasa w Krakowie. Ponieważ tego samego dnia grała koncert w Toruniu, którego nie chciała odwoływać, więc postarała się o prywatny helikopter, żeby zdążyć do Krakowa. W wywiadach zapewniała, że jest perfekcyjnie przygotowana do występu.
Niestety, publiczność nie miała okazji się o tym przekonać, gdyż Justyna... nie zdążyła na czas. Carreras i cała orkiestra długo na nią czekali, w końcu przeprosił publiczność, że nie jest panią Justyną, na co widzowie zareagowali śmiechem.
Jak tłumaczy menedżer gwiazdy, zawiniła pogoda.
Mieliśmy wynajęty samolot, ale niestety w niedzielę była straszna mgła nad Krakowem choć w całej Polsce była piękna pogoda - narzeka w Fakcie Łukasz Wojtanowski. Ostatecznie wylądowaliśmy w Katowicach i Justyna do ostatniej chwili wierzyła, że uda się jej dotrzeć na koncert z panem Carrerasem. Dzień wcześniej miała z nim próby. Ostatecznie dojechała do Krakowa w eskorcie policji, ale niestety było już chwilę po koncercie.
Edyta Górniak ma więc kolejny powód do radości. Od początku uważała, że to ją Carreras powinien zaprosić. A tak to nie dość, że Jusia zaprzepaściła taką szansę, to jeszcze w sylwestra zarobi w porównaniu z nią grosze.