W czerwcu ubiegłego roku doszło do skandalu z udziałem lidera grupy Lady Pank. W trakcie koncertu z okazji Dni Pruszcza pijany wokalista rzucił ze sceny wypełnioną wodą butelką. Trafił nią w oko Moniki K., fanki, która robiła mu zdjęcia . Na szczęście dziewczyna nie została kaleką. Zniszczeniu uległ tylko należący do niej aparat. Siła, z jaką rzucona została butelka, roztrzaskała jego obudowę.
Przez cały koncert Panesewicz zachowywał się skandalicznie. Był kompletnie pijany, prawie nieprzytomny. Przeprowadzone po incydencie badania wykazały 1,8 promila alkoholu we krwi wokalisty. Podobno celował w aparat (czyli siłą rzeczy i w oko) kobiety, bo był wściekły, że ktoś robi mu zdjęcia w takim stanie.
Janusz Panasewicz nie podporządkował się zarządzeniu sądu i odmówił zapłacenia 3 tysięcy złotych odszkodowania oraz 10 tysięcy grzywny. Twierdzi, że jest niewinny! Tłumaczy się tak:
Nie celowałem w jej oko. Nikogo nie chciałem zranić. Rzucanie butelkami w publiczność to taki zwyczaj na koncertach.
Utrzymuje, że oświetlenie sceny uniemożliwia dostrzeżenie poszczególnych twarzy. Prokuratura zamierza sprawdzić, czy twierdzenie muzyka jest prawdziwe. No komedia. Wyobraźcie sobie próbę rekonstrukcji wydarzeń - pijany Panasewicz rzuca w ludzi butelkami.