Beata Tadla od kilku tygodni zdawała sobie sprawę z tego, że jej pozycja z TVP jest zagrożona. Spekulowano wprawdzie, że może ją uratować lubiana przez polityków PiS-u Joanna Racewicz, wdowa po oficerze BOR-u, który zginął w katastrofie smoleńskiej, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Tadla wyleciała z pracy, a teraz próbuje zmienić to w sukces. Zobacz: Beata Tadla: "Być w wybitnym gronie znienawidzonych przez władzę to zaszczyt!"
Ma tylko nadzieję, że posadę zachowa jej narzeczony, Jarosław Kret.
Nie mam powodów do zmartwień! Jarek sobie świetnie radzi, jest profesjonalistą - komentuje Tadla w rozmowie z Super Expressem. Pogoda jest chyba najbardziej obiektywnym z tematów i nie sądzę, żeby coś się w tej materii zmieniło. Tu słońce świeci dla wszystkich bez wyjątku.
Niestety, Jarkowi bardzo zaszkodził medialny związek z nielubianą przez prawicowych polityków Tadlą. Na Woronicza mówi się, że i on zostanie zwolniony. Na razie Beata zastanawia się, co robić dalej.
Poinformowano mnie, że nastał czas na zmiany. Usłyszałam, że wiadomości się zmieniają: programowo i personalnie - wspomina w tabloidzie. Powiedziano mi, że jest nowa koncepcja, do której ja nie pasuję, a ja się z tym zgodziłam. To wszystko nie jest łatwe, choć było spodziewane. Jest mi żal. Jest mi nawet okropnie żal, że musiałam odejść z pracy, którą kocham, którą wykonywałam z wielką pasją, miłością i oddaniem, której poświęciłam ogromną część swojego życia. Skupię się na studiach, a później zobaczymy. Na razie, szczerze mówiąc, nie mam pomysłu, co robić dalej.
_
_