W zeszłym tygodniu w warszawskim sądzie odbyła się kolejna rozprawa z powództwa Kamila Durczoka przeciwko tygodnikowi Wprost. Sympatyczny były szef Faktów domaga się 7 milionów złotych za naruszenie dóbr osobistych. Jako świadka powołano żonę dziennikarza, Mariannę Dufek-Durczok, która jednak nie zdążyła złożyć zeznań. Rozprawa przedłużyła się bowiem do 10 godzin. Jak wspomina obecny na sali rozpraw były redaktor naczelny tygodnika, Sylwester Latkowski, opuszczali sąd jako ostani, przy pogaszonych światłach.
Termin kolejnej rozprawy został wyznaczony na 29 lutego. Wtedy już na pewno wyjaśnienia złoży żona Durczoka. Jak żali się w rozmowie z tygodnikiem Na żywo, proces przeciwko Wprost kosztuje ją i jej niewinnego męża dużo nerwów.
Mimo że raport komisji wewnętrznej TVN-u dowodzi, że w redakcji Faktów dochodziło do mobbingu i molestowania, Marianna Dufek-Durczok utrzymuje, że jej mąż jest w tym wszystkim niewinną ofiarą i bardzo cierpi emocjonalnie.
Nie trafił na kozetkę u psychologa, ale zastosował dogoterapię - ujawnia Dufek-Durczok w tabloidzie.
Para kupiła niedawno owczarka niemieckiego. Podobno tylko spacery z psem pozwalają Durczokowi zachować równowagę psychiczną.
Jak myślicie, naprawdę nie przeszkadza jej to, czego dowiedziała się o mężu z prasy? Wierzy, że to same kłamstwa? A może jest jej po prostu wszystko jedno?
Za ten artykuł w Newsweeku Kamil nie pozwał Tomasza Lisa, jest więc chyba prawdziwy - przypomnijmy: Pracownik o Durczoku: "Pycha posunięta do granic absurdu! CZOŁGAŁ LUDZI, UPOKARZAŁ"