Dziś w nocy czasu polskiego w Nowym Jorku odbyła się wyczekiwana walka Artura Szpilki z Amerykaninem Deontayem Wilderem o pas mistrzowski WBC w "królewskiej" wadze ciężkiej. 26-letni Polak przed starciem był oczywiście bardzo pewny siebie - niestety, Wilder okazał się zbyt trudnym przeciwnikiem i trzeci raz w ciągu 12 miesięcy obronił swój tytuł.
Szpilka został pokonany przez nokaut w dziewiątej (z dwunastu) rund. Padł ciężko na deski, a lekarze nie pozwalali mu wstać, dopóki w ringu nie pojawili się sanitariusze, którzy założyli mu kołnierz ortopedyczny i przetransportowali na noszach.
Co ciekawe, Polakowi udało się zgromadzić w hali na Brooklynie znacznie więcej fanów, niż pochodzącemu z Kalifornii Amerykaninowi. Na widowni wciąż słychać było okrzyki w języku polskim, realizatorzy często prezentowali też kibiców Szpilki - łącznie z mężczyzną, który pokazywał "faki" komuś znajdującemu się za nim, zapewne wspierającemu Wildera.
Niestety, nie pomogło.