Wczoraj w warszawskim sądzie odbyła się kolejna rozprawa z powództwa Kamila Durczoka przeciwko tygodnikowi Wprost. Były szef Faktów domaga się 2 mln zł odszkodowania za publikację artykułu, odsłaniającego kulisy pracy redakcji. Z tekstu wynika, że Durczok jako szef nie panował nad swoimi humorami i wyżywał się na pracownikach. Komisja wewnętrzna TVN-u potwierdziła, że w redakcji dochodziło do przypadków mobbingu i molestowania seksualnego. Niestety, oficjalny raport ujawniony po śledztwie nie był już tak szczegółowy. Przypomnijmy: Wyciekł CAŁY RAPORT komisji TVN ws. Durczoka! Nie ujawnili prawdy, bo bali się procesów...
Wczoraj w charakterze świadka pojawiła się w sądzie Katarzyna Kolenda-Zaleska. Nie wiadomo, co powiedziała, jednak w rozmowie z dziennikarzem Super Expressu była bardzo wyrozumiała dla byłego szefa.
Był różny. Jednego dnia był uśmiechnięty i radosny, a innego potrafił na nas krzyknąć - ujawniła. Ale przecież taka jest specyfika pracy w redakcji. To normalne, dzieje się dużo, a przede wszystkim szybko, a to szef jest odpowiedzialny za wszystkie wpadki.
Wczoraj, oprócz Kolendy-Zaleskiej, zeznania składać mieli także Tomasz Sekielski, Magdalena Środa i Beata Tadla. Ta jednak nie przyszła do sądu, tłumacząc się... przeglądem instalacji gazowej w domu. Najwyraźniej bardzo jej zależy na tym, by nie spotkać się z Durczokiem w sądzie.