Nie cichną kontrowersje wokół tegorocznej gali wręczenia nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Po tym, jak wśród nominowanych do najważniejszych kategorii nie znalazł się ani jeden czarnoskóry aktor lub aktorka, Jada Pinkett Smith, żona Willa Smitha, wezwała do bojkotu imprezy. Jej mąż zagrał w minionym roku w dramacie Wstrząs, nie został on jednak doceniony. Chris Rock, który ma poprowadzić galę, zastanawia się podobno nad wycofaniem się. Otwarcie potępili ją już m.in. reżyser Spike Lee i Snoop Dogg. Zobacz: Snoop Dogg bojkotuje Oscary! "Kretyńskie rozdanie GÓWNIANYCH NAGRÓD"!
Mocnych wypowiedzi nie zabrakło też wśród białych aktorów. Charlotte Rampling, nominowana w tym roku po raz pierwszy za rolę w filmie 45 lat, stwierdziła, że zachowanie czarnoskórych aktorów i bojkot imprezy to "rasizm wobec białych". Michael Caine, zdobywca Oscara za występ w Hannah i jej siostry (1986) oraz Wbrew regułom (1999), również zabrał głos w dyskusji - stwierdził, że czarnoskórzy aktorzy "powinni być cierpliwi i czekać na swoją szansę, tak jak on czekał na swoją statuetkę, ponad pół wieku".
Tymczasem Amerykańska Akademia Filmowa zapowiada zmiany w swoim funkcjonowaniu. Chodzi przede wszystkim o skład kapituły - zasiada w niej obecnie 6200 osób, które w głosowaniu wyłaniają nominowanych i nagrodzonych. W tym momencie 90% członków Akademii to biali, a trzy czwarte z nich to mężczyźni. Dodatkowo nie będzie już można zasiadać w niej dożywotnio - członkostwo przyznawane będzie na 10 lat, a odnawiane pod warunkiem dalszej pracy w przemyśle filmowym. Poszerzony zostanie również zarząd Akademii, z 51 do 53 osób, w którym zasiada zaledwie 17 kobiet, a jedyną Afroamerykanką jest obecna przewodnicząca, Cheryl Boone Isaacs.
Myślicie, że to wystarczy by "zwiększyć różnorodność" wśród nominowanych i nagrodzonych Oscarami, której domagają się nie-biali aktorzy i reżyserzy?