Po aferze wokół Kamila Durczoka, która wybuchła po artykułach Wprost, gwiazdor TVN-u pozwał do sądu autorów tekstów na temat molestowania i mobbingu w jego redakcji. O sprawie Durczoka pisał też Newsweek, który publikował wypowiedzi pracowników, obciążających byłego szefa Faktów. Mimo to pozwy dotyczyły wyłącznie redakcji Wprost. Kamil nie zdecydował się na podobny proces z Tomaszem Lisem. Przyznał tym samym, że te teksty były zgodne z prawdą.
Przypomnijmy: "Newsweek": "Atmosfera w TVN jest bardzo zła"
Po ponad roku od wybuchu afery Durczok znów trafił na okładkę Newsweeka. Tym razem artykuł o nim utrzymany jest w zupełnie innym tonie. Jego autorzy przewidują powrót Durczoka do mediów, który może nastąpić niebawem. Do takiego wniosku doszli po rozmowach z osobami z otoczenia byłego szefa Faktów, który przeszedł do kontrataku.
Kiedy zobaczyłem, że staje na nogi, to wiedziałem, że ktoś będzie miał kłopoty, bo on tej sprawy tak nie zostawi - mówi w wywiadzie dla tygodnika Marek Czyż, dziennikarz i przyjaciel Durczoka. Znajdzie tego kogoś, kto mu zniszczył życie. Nie tylko zawodowe, ale także prywatne, jego żony i dziecka. Wiedziałem, że tego nie odpuści.
Inny znajomy byłego szefa Faktów też przewiduje, że dojdzie do zemsty.
Zdruzgotali mu życie, czego pewnie im nigdy nie odpuści - powiedział. Komu? Tym kilku osobom, które najbardziej go skrzywdziły. W większości to dziennikarze "Wprost".
Newsweek przytacza również opinię byłego pracownika Faktów, który nadal twierdzi, że Wprost pisał prawdę.
Komentował ich wygląd w niewybredny sposób, przy innych - skomentował relacje Durczoka z jego pracownicami. Fajna dupa, mówił. Niby do kolegi, ale tak, żeby cała redakcja słyszała. Niektórzy z redakcji chodzili po ścianach ze stresu. Dziewczyny były w takich spazmach, że nie umiały pracować, panicznie bały się tego, co będzie wieczorem.
Choć od afery minął rok, sam Durczok nigdy nie skomentował publicznie zarzutów. Od niedawna jest coraz bardziej aktywny na Twitterze, gdzie komentuje bieżące wydarzenia polityczne i krytykuje decyzje rządu. Opisuje się jako "były dziennikarz TVN i TVP".
Jak podaje tygodnik, brak komentarza ze strony Durczoka nie jest przypadkiem, ani nie wynika z obrażenia się na media. Zabrania mu tego... porozumienie, które podpisał z TVN-em, gdy odchodził z pracy. Stacja, wypłacając mu na koniec współpracy wielokrotność jego gigantycznej pensji, zagwarantowała sobie, żeby to był koniec kontrowersji wokół molestowania i mobbingu w firmie.