Tydzień temu Jerzy Stuhr został przewieziony do szpitala z bólem w klatce piersiowej i dusznościami. Pojawiły się spekulacje, że przeszedł zawał. Super Express twierdził nawet, że "jego serce zatrzymało się na 16 sekund". W rozmowie z tabloidem bliski przyjaciel aktora zapewnia, że to jednak nie był zawał.
To przez częstoskurcz trafił do szpitala. Lekarze dali mu zalecenie, że ma o siebie dbać, oszczędzać się. Wiadomo, jest po ciężkiej chorobie, musi na siebie bardziej uważać - mówi informator tabloidu. Nie miał zawału.
Częstoskurcz to zbyt szybkie lub nieregularne tętno, które sprawia, że serce nie zapewnia organizmowi wystarczającej ilości krwi nasyconej tlenem. Objawia się to bólem w klatce piersiowej, osłabieniem czy omdleniem. Przy okazji badań lekarze wykryli u aktora tętnicę wymagającą udrożnienia. Po zabiegu, który przebiegł pomyślnie, Stuhr poczuł się dużo lepiej.
Jego bliski przyjaciel Ignacy Gogolewski zapewniał wczoraj, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, to za tydzień aktor będzie mógł opuścić szpital.
Trzymamy kciuki.