Doda uczyniła z wczorajszego Gwiazdy tańczą na lodzie swój publiczny konfesjonał. Oznajmiła wszem i wobec, że nie ulegnie niczyim atakom, a także, że będzie "wyskakiwała z lodówek i mikserów". Zdementowała też zapowiedzi jej rychłego medialnego końca.
Prędzej zrezygnuję z różu, niż się skończę. Przykro mi, nigdzie się nie wybieram - zapowiedziała. Tym samym rozwiała nasze nadzieje na jej szybki wyjazd z Polski. Czyżby ktoś wytłumaczył jej, że za granicą nie zrobi furory?
Jeżeli chodzi o oceny, trzeba przyznać, że nieco wyhamowała - chwaliła uczestników, wystawiała dobre noty. Nie wiemy, ile w tym ingerencji producentów, a ile jej dobrej woli. A może tylko zmiany taktyki. Zaprosiła także do swojej "prywatnej loży VIP-ów Dody" dzieci z Domu Dziecka w Dęblinkach.
Sama zawartość "artystyczna" programu może nie powaliła, ale było nawet na co popatrzeć. Na faworytkę wyrasta Ola Szwed, co zauważyła też Rabczewska. Dziewczyna jest młoda, ładna, sprawna i "medialna". Znana tylko z jednego serialu Polsatu, więc jest to dla niej niepowtarzalna szansa, aby zaistnieć w mediach. Na zainteresowanie zasługiwał też występ Tomka Iwana. Jest on zawodowym sportowcem i jednak jest mu łatwiej niż pozostałym uczestnikom. Wrażenie na jury zrobiła też Weronika Książkiewicz i córka Beaty Kozidrak, Kasia. Marek Kościkiewicz wykazał się jedynie umiejętnością jeżdżenia obok swojej partnerki, i to właśnie on odpadł.