W 1978 roku, trzy miesiące po śmierci pierwszego męża, Wiesława, Anna Dymna miała wypadek samochodowy. Miała wtedy 27 lat, była u szczytu kariery i jechała właśnie na plan filmowy do Budapesztu. Kiedy odzyskała przytomność w węgierskim szpitalu, lekarze powiedzieli jej, że prawdopodobnie nigdy nie będzie mogła chodzić. Miała pogruchotane nogi, poważnie uszkodzony kręgosłup i strzaskaną miednicę.
Z momentu, gdy odzyskałam świadomość, pamiętam niewiele - wspominała po latach. Ale radość z tego, że jestem, pamiętam do tej pory. To dało mi pewność, że człowiek za dużo kombinuje. Ma żyć, to jego obowiązek, największy zaszczyt, szansa i radość.
Kiedy w wieku 35 lat aktorka zaszła w ciążę, w wyniku problemów hormonalnych przytyła 30 kilogramów. Nigdy nie odzyskała dawnej figury, mimo stosowania diet. W końcu uznała, że nie będzie się tym przyjmować.
Doszłam do wniosku, że nie wolno się tak sobą zajmować, bo to jest grzech - wyjaśniła w wywiadzie. Nie będę się odsysać, preparować, bo mi to guzik przeszkadza.
Ostatnio jednak zaczęło. Nadwaga sprawiła, że nasilił się ból, wywołany dawnymi urazami. Dymna zrozumiała, że dla zdrowia musi zrzucić kilkadziesiąt kilogramów.
Wszystko boli, zwłaszcza kręgosłup i kolana - ujawnia w rozmowie z tygodnikiem Życie na gorąco znajomy aktorki. Każdy dodatkowy kilogram to jeszcze większy ból. Anna rzadko się skarży, ale dawne urazy pozostawiły ślady. Wreszcie zrozumiała, że ona też jest ważna i znalazła czas dla siebie. Zeszczuplała kilkanaście kilogramów, ale to dopiero początek. Obiecała, że utrzyma nową wagę i znajdzie więcej czasu na odpoczynek. Mam nadzieję, że tak będzie, bo Anna jest potrzebna wielu ludziom i musi być zdrowa.