Beata Tadla nie zdziwiła się specjalnie tym, że nowi szefowie TVP podziękowali jej za współpracę. Od czasu ogłoszenia wyników wyborów parlamentarnych wiedziała, że będzie jedną z pierwszych do zwolnienia. Pracę w Wiadomościach rozpoczęła w listopadzie 2012 roku. Do TVP przeszła z TVN-u, gdzie prowadziła serwisy informacyjne. Przez 5 lat razem z Piotrem Marciniakiem prowadziła weekendowe wydania Faktów, co w redakcji informacyjnej TVN-u uchodziło za największy zaszczyt.
Mimo to, u szczytu kariery, zdecydowała się odejść do telewizji publicznej. Znajomy Beaty zapewnia w rozmowie z tygodnikiem Świat i Ludzie, że nie miało to nic wspólnego z Kamilem Durczokiem...
Beata chce próbować nowego, rozwijać się. A ryzyka się nie boi - wyjaśnia informator tabloidu. Dlatego przeszła do TVP.
Tam spotkała swojego narzeczonego, pogodynka Jarosława Kreta. Jemu na razie udało się zachować posadę. Inaczej mogliby mieć spore kłopoty ze spłatą kredytu, zaciągniętego na luksusowy dom pod Warszawą. Przypomnijmy: Tadla z Kretem mają 860 tysięcy złotych kredytu
Jak twierdzą osoby z otoczenia dziennikarki, nie pozostanie ona jednak długo bez pracy. Obecnie obowiązuje ją zakaz pracy w konkurencyjnej stacji, ale kiedy jesienią się skończy, szefowie TVN-u pewnie złożą jej jakąś propozycję.
Za rok o tej porze na pewno zobaczymy ją na ekranie - zapewnia osoba związana z branżą telewizyjną.
Myślicie, że to dobry pomysł?
Przypomnijmy, że Tadla potraktowała swoje zwolnienie jako zaszczyt: