W nocy 12 lutego Prezes Najwyższej Izby Kontroli, były Minister Sprawiedliwości w rządzie Platformy Obywatelskiej, został zatrzymany do kontroli przez łódzką drogówkę w nieoznakowanym radiowozie. Jak podaje Dziennik Łódzki, okazało się, że w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 70 km/h, polityk jechał... 137 km na godzinę.
Nie tłumaczy mnie fakt, że prędkość przekroczyłem, jadąc cztero- czy trzypasmową ulicą Sikorskiego po godz. 23 w piątek, ponieważ przepisy złamałem - skomentował. Kwiatkowski przyznał się do popełnionego wykroczenia i przyjął mandat w wysokości 500 złotych oraz 10 punktów karnych. Dodatkowo, na trzy miesiące zatrzymano jego prawo jazdy. To konsekwencja obowiązującego od niecałego roku przepisu, który za przekroczenie prędkości powyżej 50 km/h od dozwolonej w danym miejscu w terenie zabudowanym, przewiduje czasowe odebranie uprawnień do kierowania pojazdami.
Rzeczniczka prasowa komendanta wojewódzkiego policji w Łodzi przyznaje, że funkcjonariusze, którzy zatrzymali prezesa, nie wiedzieli, że ma on immunitet. Zapewnia, że będą dążyć do jego uchylenia. To jednak może zrobić tylko sejm. Niezwłocznie po ujawnieniu tego faktu, rozpoczęto procedury, zmierzające do uchylenia go - podkreśliła Joanna Kącka.
Chociaż Kwiatkowski zapewnia, że chce poddać się karze, to, póki co, nie może. Będzie mógł to zrobić dopiero, kiedy Sejm oficjalnie pozbawi go immunitetu.