Martyna Wojciechowska w drugiej połowie zeszłego roku ciężko zachorowała. Podobno znów zaraziła się tropikalnym wirusem. Schudła prawie 20 kilogramów. W listopadzie wyznała, że tak źle nie czuła się jeszcze nigdy.
Gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedział mi, że mogę być tak słaba, to nigdy bym nie uwierzyła, bo znam swój organizm i wiem, jak szybko potrafi się regenerować - powiedziała.
Zapewniła jednak, że jest pod opieką wybitnych specjalistów, do których ma pełne zaufanie. Niestety, długo nie udawało im się postawić właściwej diagnozy. Dziennikarka musiała nawet latać na konsultacje do Stanów Zjednoczonych. Wreszcie zalecono jej odpowiednie leczenie. Jeszcze się nie zakończyło, ale Martyna ogłasza już w Fakcie, że jest gotowa wrócić do pracy.
Mam za sobą trudny czas problemów zdrowotnych. Moje leczenie jeszcze się nie zakończyło, ale mogę oficjalnie powiedzieć, że wracam na plan "Kobiety na krańcu świata". Po prostu czuję, że muszę wrócić! - zapowiada podróżniczka. Trzeba się mobilizować i iść do przodu. W obliczu choroby wszyscy jesteśmy równi. Nie ma osób bardziej znanych, bardziej potrzebujących. W szpitalu każdy czuje się malutki wobec tego, co się z nim dzieje. To, czy jesteśmy sławni i lubiani, nie ma znaczenia. Mogę się tylko cieszyć, że jestem w sytuacji, w której leczenie zastosowane w moim przypadku jest w moim zasięgu finansowym. Są terapie, które są bardzo skomplikowane i bardzo kosztowne.
Niestety, to właśnie spotkało Korę. Jak niedawno wyznała, nawet jej, a jest przecież milionerką, nie stać na leki ratujące życie.