17 lutego 2015 roku warszawska prokuratura okręgowa wszczęła śledztwo w sprawie kokainy i amfetaminy, znalezionych w mieszkaniu na Mokotowie. Najemczynią lokalu była Elżbieta Wycech, jednak, jak wykazało śledztwo, częstym gościem w mieszkaniu był także Kamil Durczok.
Dziennikarz został spisany przez policję, gdy wybiegał z mieszkania. Policję wezwał właściciel lokalu, który przyjechał po odbiór zaległego czynszu. Na miejscu znalazł stertę erotycznych gadżetów, buty typu szpilki w męskim rozmiarze, kolekcję gazet i filmów z twardą pornografią oraz torebki z białym proszkiem. Biegli zidentyfikowali je jako kokainę i amfetaminę. Ruszyło więc śledztwo z urzędu. Sprawę opisał tygodnik Wprost, od którego były szef Faktów domaga się teraz kilkumilionowego odszkodowania.
Jak donosi Super Express, ekspertyza wykazała, że znalezione w mieszkaniu na Mokotowie narkotyki nie należały do Kamila Durczoka.
Śledztwo w sprawie nadal jednak trwa, zostało tylko zawieszone.
Postępowanie w sprawie ewentualnego posiadania narkotyków zostało wszczęte 17 lutego 2015 r., a 16 lipca zawiesiliśmy je z uwagi na konieczność przesłuchania świadka Jolanty G., której miejsce pobytu jest nieznane. Próbujemy ustalić, gdzie jest i przesłuchać ją jako świadka - mówi Przemysław Nowak z warszawskiej prokuratury okręgowej. Jej zeznania mogą mieć istotne znaczenie dla sprawy.
Jolanta G. była współlokatorką Elżbiety Wycech. Po ujawnieniu listy przedmiotów, znalezionych w mieszkaniu, które wynajmowały, zniknęła. Od roku skutecznie ukrywa się przed policją, szukającą jej po całej Polsce.
Zobacz też: Durczok na wykrywaczu kłamstw: "Oszukiwałem, krzywdziłem, popełniłem PRZESTĘPSTWO, O KTÓRYM NIE WIE POLICJA"