We wrześniu zeszłego roku znany prezenter TVP przeżył ogromną tragedię. Zmarł jego 19-letni syn Filip. Do tej pory nie wiadomo, co się stało. Nastolatek właśnie szykował się do rozpoczęcia studiów. Nagle zasłabł i, mimo natychmiastowej akcji reanimacyjnej, nie udało się go uratować. Dziennikarz pożegnał go wzruszającym listem: Jarosław Kulczycki żegna zmarłego syna: "Filip! Gdzie jesteś?!"
Pięć miesięcy później Kulczycki tłumaczy w Fakcie, że śmierć dziecka jest stratą, z którą rodzic nigdy się nie pogodzi.
W przypadku śmierci rodzica pozostają wspomnienia, zdjęcia. To co innego. Przy dziecku to jednak sytuacja bez zgody. Bo o ile śmierć rodzica możemy zaakceptować, o tyle śmierć dziecka już nie - wyjaśnia były prezenter Panoramy. To rodzaj żałoby, z którą żyje się do końca.
Po tragedii Kulczycki brał udział w spotkaniach terapeutycznych, jednak z czasem uznał, że ich wsparcie jest dyskusyjne.
Uczestniczący w nich ludzie po 10 latach żałoby zachowują się, jakby ich tragedia przydarzyła się wczoraj. A chyba nie o to chodzi w takiej terapii - komentuje w tabloidzie. I właśnie w ten sposób muszę żyć dalej.