Henryk Gołębiewski, dziecięca gwiazda serialu Podróż za jeden uśmiech, 14 lat temu został odnaleziony przez Piotra Trzaskalskiego, reżysera filmu Edi. Gołębiewski, jak się okazało, nie zapomniał, jak się gra. Udany występ zapewnił mu chwilowe zainteresowanie mediów. Okazało się jednak, że nie bardzo radzi sobie z życiem. Ani z małżeństwem. W domu Gołębiewskiego i jego młodszej o 17 lat żony Marzenny wiele razy interweniowała policja.
Jak ujawnia żona Henryka, w ciągu minionych 5 lat zmieniło się tylko to, że sąsiedzi przyzwyczaili się do ich awantur i nie wzywają policji tak często jak kiedyś.
Oboje jesteśmy wybuchowi, Słychać nas w całym bloku - tłumaczy Gołębiewska w rozmowie z Faktem. Siedem razy dziennie się kłóciliśmy i siedem razy dziennie się godziliśmy. Chyba nie muszę opowiadać, w jaki sposób. Heniek jest bardzo jurny. Kiedyś, podczas remontu mieszkania, stał na drabinie. Zagadnęłam go żartem: "A może byśmy się tak pokochali?". Wziął to na poważnie i kiedy zszedł z drabiny, był w pełnej gotowości. No i nie miałam wyjścia.
Mąż też jest z niej dumny.
Marzenna ma w ogóle głośny sposób bycia - komplementuje żonę. Wrzeszczy o byle co, ale to nie znaczy, że jest awantura. Zresztą sąsiedzi już się do tego przyzwyczaili.
Chcielibyście obok nich mieszkać?