Edyta Górniak wiązała wielkie nadzieje z krajowymi eliminacjami do tegorocznego konkursu Eurowizji. Chociaż oficjalnie przyznawała, że o wszystkim zadecydują widzowie i wysłane przez nich SMS-y, wydawała się raczej pewna swoich szans.
Miała przecież przypomnieć Polakom, jak się odnosi sukces w takim konkursie. Odkąd Edzia w 1994 roku zdobyła drugie miejsce, żadnemu polskiemu wykonawcy nie udało się zbliżyć do jej wyniku.
Widzowie jednak wybrali utwór Michała "jak on się nazywa..." Szpaka. I to właśnie on będzie reprezentował nasz kraj w Sztokholmie. Jak ujawnia Fakt, Górniak uważa, że przegrała przez... sukienkę.
Tuż przed jej występem okazało się, że żółta kreacja, w której miała wystąpić, została poplamiona przez jedną z tancerek podczas próby kamerowej.
Edyta była roztrzęsiona - pisze tabloid. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy w ogóle będzie w stanie wyjść na scenę. W jej ekipie zapanowała panika. Mimo że stylista znalazł dla niej nową, piękną suknię, incydent skutecznie wyprowadził Edytę z równowagi.
Jak sugeruje tabloid, właśnie dlatego nie była w stanie zaprezentować wykonania na miarę swoich możliwości i ostatecznie przegrała nie tylko ze Szpakiem, ale i z szafiarką Margaret.