Dziś traktowany z przymrużeniem oka, a przez feministki wręcz pogardzany, Dzień Kobiet był w czasach PRL-u jednym z najhuczniej obchodzonych świąt. Aż do roku 1993 miał zresztą charakter święta państwowego. Święto to było lubiane przez ówczesną władzę, bo świetnie nadawało się do nagłaśniania rozmaitych akcji propagandowych, np. walki z alkoholizmem, podniesienia produkcji itd. Pisała o tych akcjach właśnie prasa kobieca, zwłaszcza Przyjaciółka - *najpopularniejsze powojenne czasopismo dla kobiet. Z kolei w telewizji *8 marca pokazywano uśmiechnięte pracownice fabryk i urzędów z kwiatami, podkreślając wysokie statystyki zatrudnienia kobiet i ich ważny wkład w budowanie silnej gospodarki Polski Ludowej.
W zakładach pracy tego dnia było często dużo luźniej - organizowano słodki poczęstunek, a nawet pogadankę czy koncert. W prasie i telewizji w okolicach 8 marca pojawiały się porady dla panów, jak uszczęśliwić "Ewę" i co kupić jej z okazji jej święta. Wybór był ograniczony - w grę wchodziły perfumy "Być może", ewentualnie "Pani Walewska" albo inny kosmetyk z oferty zakładów kosmetycznych Pollena. Chyba, że ktoś miał dolary - mógł wówczas kupić coś lepszego w Peweksie. Niezawodnym prezentem były poszukiwane i wciąż trudno dostępne rajstopy, które kobiety dostawały od pracodawcy wraz z goździkiem, obowiązkowo prezentowanym kwiatem w dół.
Często także na ulicy panowie spontanicznie obdarowywali nieznajome tulipanem. Kobiety dostawały też ścierki, ręczniki, sztuczne perły, a nawet... męskie skarpety - to, co w danej chwili było w sklepie.
Zobaczcie Dzień Kobiet na starych zdjęciach z tamtych czasów i kadrach z filmów: