Maria "jestem głosem pokolenia" Peszek promuje nadal swoją nową płytę Karabin. Jak wyjaśnia, do nagrania jej skłoniło ją odkrycie, że można "szczuć słowem i modlitwą". W rozmowie z miesięcznikiem Elle chwali się jednak, że jej płyty słuchają też radykalni prawicowcy.
Tak, bo poza warstwą słowną jest jeszcze muzyka, obok której ciężko przejść obojętnie - wyjaśnia skromnie. Zrozumiałam, że nienawiść jest częścią nas i tylko my możemy podjąć decyzję, co z nią zrobimy. Każdy jest zdolny do tego uczucia. Ta wiedza czyni nas odpowiedzialnymi za swoje zachowanie, co dla mnie wiąże się nierozerwalnie z wolnością. Jeśli chcemy być wolnymi ludźmi, musimy brać odpowiedzialność za to, jaką część naszego człowieczeństwa dopuszczamy do głosu. Mimo że to odwieczny dylemat, nikt nie znalazł dobrej odpowiedzi. Ja też nie znalazłam, mogę o tym jedynie śpiewać. Przez to, że mówię wyraziście o rzeczywistości, ludzie albo mnie kochają albo nienawidzą. Nie ma nic pośrodku. Początki nie były łatwe, ale teraz nieźle sobie radzę. Z jednej strony spotyka mnie sporo nieprzyjemności, z drugiej - fala akceptacji, która przechyla szalę w pozytywną stronę.
Na szczęście Maria doszła już do siebie po załamaniu nerwowym, które przeżyła 4 lata temu leżąc przez kilka tygodni w hamaku na tropikalnej wyspie.
W rozmie z Elle ujawnia, że od tamtego czasu bardzo się zmieniła.
Nie nazwałabym tego złością, to raczej gniew, a on jest znacznie bardziej dojrzały, wyważony, przemyślany. Moja wcześniejsza płyta była krzykiem. Tutaj nie krzyczę, śpiewam o prawie do wolności - wyjaśnia artystka. Chciałam się dowiedzieć, skąd w ludziach bierze się nienawiść, czym ona jest. Nagrałam tę płytę po to właśnie, żeby to zrozumieć. Z producentem chcieliśmy, by ta wypowiedź była pacyfistyczna, ale wyrażona środkami militarnymi, jak seria strzałów z karabinu.
Zobacz też: Maria Peszek: "JESTEM GŁOSEM POKOLENIA!"