Kinga Duda, podobnie jak jej mama, nie sprawiają wrażenia zachwyconych zmianami, które zaszły w ich życiu. Zaprzysiężenie Andrzeja Dudy na prezydenta wywróciło ich świat do góry nogami. Najgorzej znoszą ciągłą obecność funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu. Na dodatek od razu w pierwszych tygodniach prezydentury Dudy BOR otrzymało telefon z pogróżkami. Biuro, jeszcze wtedy pod kierownictwem Krzysztofa Klimka, wcześniej odpowiedzialnego za ochronę Donalda Tuska, potraktował go bardzo poważnie. Funkcjonariusze zajęli się ochroną prezydenta i jego rodziny. Przebywającą wówczas w Krakowie Kingę Dudę przewieźli do schronu, w którym spędziła pół dnia...
Jak donosi Fakt, zdenerwowana zmarnowanym czasem prezydentówna poskarżyła się ojcu.
Kinga, jak to jedyna córka, ma ogromny wpływ na prezydenta - potwierdza informator tabloidu. Kilka razy już skarżyła się na nadgorliwość BOR.
W międzyczasie zmieniło się kierownictwo Biura i Kancelarii Prezydenta. Nowe kieruje się innymi priorytetami. Jak ujawnia Fakt, ze strachu przez niezadowoleniem Kingi Dudy, personel Kancelarii Prezydenta wolał nie wspominać funkcjonariuszom BOR-u o kolejnym telefonie z pogróżkami.
Wśród urzędników pojawia się typowe zjawisko: "nie wkurzać szefa" - pisze tabloid. Być może dlatego w pierwszych dniach marca uznali, że pogróżki są mało realne i zlekceważyli je.
2 marca mówiący po niemiecku mężczyzna zadzwonił do Kancelarii z ostrzeżeniem o zamachu. Urzędnicy woleli jednak zachować tę informację dla siebie. BOR dowiedział się o tym dopiero dwa dni później, już po wypadku prezydenckiej limuzyny.
Wcześniej najwyraźniej ktoś uznał, że nie ma sensu doprowadzać do kłopotliwej sytuacji, w której Kinga Duda znów musiałaby jechać do schronu, a potem żalić się ojcu - komentuje tabloid.