Paulina Młynarska miała, jak dotąd, czterech mężów. O swoich doświadczeniach seksualnych postanowiła opowiedzieć w książce Jeszcze czego!. Szczególnie krytykuje w niej jednego kochanka, który, jak ujawnia, "onanizował się kobietą". Młynarska twierdzi, że był tak kiepski w łóżku, że nie pomagały żadne sposoby. Nie zdradza jednak, czy opisuje któregoś ze swoich mężów, czy też kogoś, kto nie znajduje się na liście jej oficjalnych związków.
Początkowo nic nie zapowiadało katastrofy:
Z punktu widzenia dzisiejszego mizernego rynku matrymonialnego - niemal ideał. Miły, uczynny i oddany. (...) Ale kochankiem był do niczego - pisze dziennikarka. Seks w jego wydaniu sprowadzał się do całowania w usta przez trzy do pięciu minut, miętolenia bez ładu i składu przez kolejne trzy, cunnilingusa przez sześć minut, po czym milczącej penetracji aż do szczytowania (tylko on), co zajmowało ostatnie pięć minut. Po wszystkim następowało nieodmiennie pełne ulgi westchnienie: Kosmos, kosmos!. Ja zostawałam z niczym - wspomina Młynarska i dodaje:
Temu panu kobieta w łóżku potrzebna była jako rodzaj żywej lalki. Na pewno nie jako partnerka. Nie pomagały sięgające szczytów dyplomacji rozmowy, prowadzenie jego dłoni tam, gdzie powinna się znaleźć, ani namiętne szepty do ucha, czyli wszystko to, co zwyczajowo radzą czynić w takich sytuacjach fachowcy. Facet nieodmiennie powracał do rutyny. Jego zdaniem najwyraźniej kobieta składała się z cycków i cipki.
Najwyraźniej ten związek nie pozostawił ciepłych wspomnień, bo w dalszej części książki Młynarska jeszcze bardziej znęca się nad niepojętnym partnerem:
Jak to możliwe, że oczytany chłop, znający się na sztuce, kinoman i meloman, zadowalał się tak ubogim repertuarem? Włożył, wyjął i już kosmos? Nie pojmuję - narzeka w książce. Chcesz prawdziwego KOSMOSU, kolego? To przestań się onanizować kobietą! Zrób krok w jej stronę. A jeśli nie wiesz jak, umów się z zaufaną przyjaciółką i każ sobie wytłumaczyć, na czym polega kobieca przyjemność.
Młynarska przyznaje, że wytrzymała w tym związku zbyt długo, bo wierzyła, że inne zalety partnera zrównoważą jego nieporadność seksualną. Teraz, jak zapewnia, z perspektywy zdobytego doświadczenia, załatwiłaby sprawę inaczej.
Walnęłabym prawdę między oczy, a raczej, co wydaje mi się bardziej na miejscu - między nogi - zapewnia w książce.