Paulina Młynarska, czterokrotna rozwódka, postanowiła opowiedzieć w najnowszej książce o swoich związkach. Jak się okazuje, niezbyt szczęśliwie lokowała uczucia. Jeden z jej partnerów był, jak wyznała, tak kiepski i niepojętny w łóżku, że tylko się nią onanizował: Paulina Młynarska do byłego kochanka: "Przestań się onanizować kobietą!"
Okazuje się, że w pozostałych związkach wcale nie było lepiej. Młynarska wyznaje, że po okresie wielkiej miłości każdy z jej partnerów stawał się tyranem.
Kiedy tylko zaczynały się typowe hocki-klocki a la macho, jak rządzenie moim życiem, połajanki, wymuszanie seksu, sceny zazdrości, zdrady, nadużywanie alkoholu, dragi, kace, humory, wrzeszczenie na moje dziecko i impertynencje w stosunku do moich przyjaciół, kończyło się krótkim "gudbaj!". Żadnemu nie pozwoliłam zajść mi za skórę tak mocno, bym musiała go, na przykład, znienawidzić - wspomina w książce. Bywałam frajerką, ale nie ofiarą. Jestem na to zbyt silna psychicznie. Popłaczę, pojęczę, otrzepię się i żyję dalej. Mam niski próg szczęścia: nie potrzebuję wiele, by cieszyć się życiem. Nie jestem przywiązana do wygód, prestiżu, koloru i marki.
Mężczyźni, których sobie dobierałam, świetnie się nadawali na moich kumpli albo kochanków, ale na mężów kompletnie nie. Moje cztery małżeństwa nie są żadnym dowodem na rozwiązłość. Jeżeli już, to (niestety) na zupełny jej brak. Jakżebym chciała być choć przez jeden dzień prawdziwą, radosną puszczalską! Taką, która słucha tylko własnych instynktów, nie zakochuje się po drugim seksie, nie ma poczucia winy, kiedy uprawia go dla czystej przyjemności, nie ogląda się na konwenanse, eksperymentuje z własną seksualnością i bez trudu potrafi odróżnić fizyczną przyjemność i fascynację od poważniejszego zaangażowania.
Paulina przyznaje, że jej byli mężowie też mają prawo mieć do niej pretensje. Na przykład o to, że nie okazała się tak potulna, jak oczekiwali.
Nie jest tajemnicą, że kilkakrotnie wychodziłam za mąż i że żadne z moich małżeństw nie przetrwało próby czasu. Jednak ten, kto mnie zna osobiście, wie, że w ogólnym rozrachunku to raczej moi mężowie mieli pecha, że trafili na mnie - komentuje Paulina.
Rzeczywiście, na koniec jeszcze ich opisała w książce. Ciekawe, czy ją przeczytają.