Beata Tadla w styczniu tego roku została zwolniona z Telewizji Polskiej. Nie było to dla niej zaskoczeniem. Już od ogłoszenia wyników październikowych wyborów parlamentarnych wiedziała, że jej dni w telewizji publicznej są policzone. Nie powstrzymało jej to przed zaciągnięciem ogromnego kredytu na segment w warszawskim Wawrze, gdzie zamieszkała z pogodynkiem Jarosławem Kretem.
Beata wierzyła, że bez trudu uda jej się znaleźć nową pracę. Wprawdzie na razie ciągle obowiązuje ją zakaz konkurencji, ale, jak donosi Super Express, rozpoczęła już wstępne rozmowy z redakcjami informacyjnym innych stacji. Tu jednak spotkało ją rozczarowanie.
Beata żali się, że nigdzie jej nie chcą. Starała się szukać nowej pracy, ale jak do tej pory nic z tego nie wyszło. Byle czego przecież nie weźmie - zdradza znajomy prezenterki. Dziś TVN nie zamierza ponownie zatrudniać swojej dawnej gwiazdy.
Jeśli zaś chodzi o Polsat, to podobno szef stacji Zygmunt Solorz-Żak nie chce narażać się nowej władzy i zdecydował się nie uczestniczyć w politycznym szumie wokół zwolnień w TVP. Czyli wyrzuceni za "diabelskie spojrzenia" dziennikarze raczej nie znajdą u niego pracy.
Rekrutacje prowadzimy wówczas, kiedy zaistnieje taka potrzeba. W rekrutacjach może wziąć udział każdy chętny - wyjaśnia rzecznik prasowy stacji. Nasze decyzje nie są jednak związane z polityką zatrudnienia prowadzoną przez jakiegokolwiek z naszych konkurentów.
Może ktoś jednak pomoże Tadli? Jak niedawno ujawnili znajomi dziennikarki, brak pracy sprawił, że Jarek trochę się od niej odsunął. Zobacz: Kryzys w związku Tadli i Kreta? "Jarek wpada do domu, a potem znowu znika"