Marta Żmuda Trzebiatowska była bardzo dumna ze swojego taty, wieloletniego wójta jej rodzinnego Przechlewa. Do czasu, gdy na jaw zaczęły wychodzić wywołane przez niego alkoholowe skandale.
Dwa lata temu Andrzej Żmuda Trzebiatowski, prowadząc auto po pijaku, ruszył na czołowe zderzenie z innym samochodem, którego kierowca musiał się ratować skrętem do rowu. Wójt próbował przekupić poszkodowanego, a w końcu schował się przed policją... w krzakach. Badanie wykazało, że miał 1,8 promila alkoholu we krwi.
Okazało się, że to nie jedyny wybryk ojca Marty. Jak ujawnili mieszkańcy Przechlewa, wielokrotnie przychodził nietrzeźwy do pracy. W 2012 roku mieszkańcy gminy próbowali go za to odwołać w drodze referendum, niestety zawiodła frekwencja. Żmuda-Trzebiatowski w dziwnym stanie pojawił się nawet na rozprawie sądowej. Jak poinformował świadek zdarzenia, wójt mrugał porozumiewawczo do dziennikarzy, bawił się telefonem komórkowym, chichotał w trakcie odsłuchiwania nagrań policyjnych, a na koniec wnioskował o uniewinnienie.
Tabloidy opublikowały także zeznanie jednego z mieszkańców Przechlewa, którego pijany wójt napadł na festynie i zabrał mu telefon. Zaś na początku tego roku Żmuda Trzebiatowski przywłaszczył sobie zabytkowe auto, należące do obywatela Belgii.
To wszystko sprawiło, że Marta zaczęła wstydzić się za ojca. Zaprosiła go wprawdzie na swój ślub z Kamilem Kulą, ale podobno bez przekonania. Pogodzili się dopiero podczas tegorocznych świąt wielkanocnych. Roli mediatora podjął się mąż aktorki.
Jeszcze na ślubie Marty we wrześniu atmosfera była dość napięta - ujawnia z rozmowie z Faktem znajoma Marty. Przełomowe okazały się święta wielkanocne. Marta szczerze porozmawiała z tatą. Obiecał jej, że już więcej nic nie przeskrobie. Nie tylko dlatego, że mu nie wypada, ale też z uwagi na jej dobro. Zrozumiał, że skandale szkodzą jej wizerunkowi.