Wyniki oglądalności mówią jasno: spada popularność programów rozrywkowych z ośmieszającymi się gwiazdami. Trzecia edycja Jak ONI śpiewają przyciągnęła przed telewizory niecałe 3,8 miliona widzów. Rok temu, kiedy show wchodził na ekrany, było to ponad 5 milionów. Jeszcze mniejsze zainteresowanie budzi nowy pomysł Polsatu - Gwiezdny Cyrk. Trzy pierwsze odcinki obejrzało niewiele ponad 2 miliony ludzi. Czesława z Klanu tresująca wielbłądy i Szymon Wydra całujący fokę nie jest, jak widać, tym, co Polacy pragną oglądać w czwartkowe wieczory (i jakiekolwiek inne).
Trudno się dziwić - ławka z gwiazdkami do tego typu widowisk właściwie się skończyła. Wygrzebywanie drugoplanowych aktorów z mało popularnych seriali przestało bawić. Ludzie są już zwyczajnie zmęczeni taką formą rozrywki. Większość z nas, jeżeli pokusi się już włączyć wtedy telewizor, to tylko po to, aby zobaczyć kolejny nietrafiony strój Edyty Górniak czy językowe wpadki Popielewicz. Ale ile razy można śmiać się z tego samego?
Największymi przegranymi tego całego szaleństwa nie są jednak telewizje, które obniżyły drastycznie poziom, ale duet Józefowicz-Urbańska. Tak bardzo przejęli się mało znaczącą porażką w mało znaczącym Jak ONI śpiewają, że już na zawsze zrazili do siebie dwie najważniejsze osoby w polskiej telewizji - Ninę Tierentiew i Zygmunta Solorza (Janusz oskarżył ich o oszukiwanie widzów).
W TVN-ie też już nie mają przyjaciół (ostatnio Natasza nie pojawiła się u Szymona Majewskiego). To trochę obniża ich pozycję negocjacyjną w TVP. Natasza musi zostać tam, emigrować, albo zaszyć się w domu z Januszem i urodzić mu dziecko. Niestety, wiemy jak wybranie tej trzeciej drogi skończyło się dla jego byłej żony, "wymienionej" na Nataszę.