Prawicowy ekstremista i morderca Andres Behring Breivik w lipcu 2011 roku dokonał dwóch zamachów. Zaatakował siedzibę premiera Norwegii zabijając 8 osób oraz strzelał do uczestników obozu Partii Pracy na wyspie Utoya. Zabił wtedy 69 osób i ranił wiele innych.
Rok później Breivik został skazany na 21 lat więzienia. Niestety, nie podobały mu się warunki odbywania kary, gdyż nie mógł kontynuować studiów, a także miał "za niskie kieszonkowe". Zapowiedział "strajk głodowy aż do śmierci".
Niestety, mimo emocjonalnych deklaracji Breivik postanowił nie rezygnować z jedzenia, tylko wszedł na drogę sądową i zaskarżył państwo norweskie. Zarzucił mu "nieludzkie i poniżające traktowanie" w więzieniu, przez co "przechodzi piekło". W pozwie wymienił 54 przypadki naruszenia praw człowieka w czasie, gdy był izolowany od innych więźniów.
Dzisiaj zapadła decyzja sądu, który... przyznał Breivikowi rację. Proces odbywał się w więzieniu, co motywowano względami bezpieczeństwa.
Zakaz nieludzkiego lub poniżającego traktowania jest jedną z fundamentalnych wartości w społeczeństwie demokratycznym - odczytała sędzia Helen Andanaes Sekulic. Obowiązuje on bezwzględnie, także w przypadku terrorystów i morderców.
Jeszcze przed ogłoszeniem wyroku reprezentanci obu stron zapowiadali, że będą się odwoływać, jeżeli wyniki nie będą dla nich korzystne. Nie skróci to wyroku Breivika, który ma spędzić w więzieniu 21 lat z możliwością przedłużenia tej kary, jeśli sąd uzna go za wciąż niebezpiecznego. Terrorysta żądał, żeby nie izolować go od innych więźniów.
Myślicie, że skończy studia i dostanie wyższe kieszonkowe?