Wczoraj mediami na całym świecie wstrząsnęła informacja o nagłej śmierci Prince'a. Policja potwierdziła zgon piosenkarza, ale nie podała jego oficjalnej przyczyny. Wiadomo było, że gwiazdor chorował na grypę, sześć dni wcześniej musiał przerwać podróż samolotem i trafił do szpitala.
Wkrótce w mediach zaczęły pojawiać się nowe informacje o ostatnich dniach Prince'a. Okazuje się, że do szpitala trafił w wyniku przedawkowania narkotyków i lekarze musieli ratować go specjalnymi zastrzykami. Po trzech godzinach jednak opuścił placówkę, bo nie dostał prywatnego pokoju.
Wywiady przeprowadzone wśród ludzi z otoczenia gwiazdora ujawniają nowe okoliczności jego problemów zdrowotnych i śmierci. Okazuje się, że narkotykiem, przez który trafił do szpitala był silnie uzależniający lek przeciwbólowy, Perocet - mieszanka oksykodonu i paracetamolu.
Prince zażywał Perocet z powodu silnego bólu w biodrze, przez który cierpiał od lat. Według przyjaciół nie chciał jednak poddać się operacji, gdyż nie pozwalała mu na to wiara - był Świadkiem Jehowy.
Ból stał się tak dotkliwy, że piosenkarz brał coraz mocniejsze środki przeciwbólowe - i w końcu się od nich uzależnił. Zaczął też niebezpiecznie zwiększać ich dawki, co w piątek doprowadziło do zapaści z przedawkowania na pokładzie samolotu.
Policja wszczęła dzisiaj dochodzenie w sprawie okoliczności śmierci Prince'a. Według funkcjonariuszy na wyniki autopsji trzeba będzie poczekać nawet kilka tygodni.