Norbi wyczerpuje w 100% definicję przegrania życia. Telewizje zapraszają go, by jego przepita twarz przestrzegała widzów przed skutkami uzależnień (od hazardu, alkoholu i wszystkiego innego).
Wczoraj w Rozmowach w toku chwalił się, ile pieniędzy przepuścił w kasynach. Ze wzruszeniem ramion wspominał, jak za jednym podejściem przegrał 100 tysięcy złotych. Dla przeciętnego człowieka to czteroletnia pensja, cały majątek. Ale nie dla Norbiego: No, ale Ewuniu, ja nie pracuję w biurze za 1200 złotych. Ja jestem artystą estradowym - chwalił się. Koledzy pożyczali mi pieniądze bez wahania, w końcu jestem twarzą zaufania publicznego.
Norbi uważa, że dla ludzi z branży, czyli takich jak on, 50 tysięcy złotych "to nie podnieta". Pochwalił się też, że jeździ samochodem za 190 tysięcy.
Później rzucił się na kolana i przysięgał Ewie, swojej żonie, matce oraz urzędowi skarbowemu, że już nie gra, a do kasyn chodzi, bo jest zapraszany, ale tylko jako artysta. Od lat Norbi nie nagrywa płyt, ale jak twierdzi, daje 130 koncertów rocznie i stać go na życie w luksusie.
Czy ja zlewam życie? - zastanowił się na antenie. Raz na pięć lat przegrałem te ch*ja warte 100 tysięcy, no bez przesady!
Poza hipokryty, udawana i nieszczera skrucha dla zyskania poklasku. Tandetny szpan człowieka, od którego na kilometr czuć pot, jaki wydzielają osoby walczące o życie (medialne).