Michał Szpak wrócił ze Sztokholmu szczęśliwy, że udało mu się zająć trzecie miejsce w głosowaniu widzów. Wprawdzie głosy jurorów przesunęły go na ósmą pozycję, ale ani Michał ani jego fani nie zamierzają się tym przejmować.
Zresztą nawet licząc to ósme miejsce to i tak wypadł na Eurowizji znacznie lepiej niż większość polskich wykonawców. A właściwie wszyscy, oprócz Edyty Górniak.
Edyta nie popisała się, składając po finale gratulacje nie Szpakowi lecz tylko zwyciężczyni konkursu, ukraińskiej piosenkarce Jamali. Najwyraźniej emocje po przegranej w eliminacjach krajowych, nadal są silne: Górniak zachwyca się zwyciężczynią Eurowizji: "Tyle piękna w Tobie, Jamalo"
Może niepotrzebnie się na siebie boczą, bo coraz wyraźniej widać, że Michała i Edzię bardzo wiele łączy. Oboje w podobny sposób "odkrywają potęgę modlitwy". Oczywiście w tabloidach. W rozmowie z Faktem Michał wyznaje, że do swojego występu podszedł bardzo duchowo.
Kiedy wychodziłem na finałowy występ, to złożyłem ręce i modliłem się: Boże, błagam, pozwól mi zaśpiewać - wspomina. Wprawdzie jechałem tam z przekonaniem, że nie chcę sam na sobie wywierać presji, ale okazało się, że jest to niemożliwe. Masz wiadomość, że ogląda cię już prawie cały świat, a cała Polska liczy na ciebie. To jest prawdziwa presja.
Przypomnijmy, jak to wyglądało u Edyty: Górniak: "Odkryłam niesamowitą potęgę modlitwy"