Jak nisko musi upaść 54-letni mężczyzna, żeby zaliczyć kolejno takie poniżenia jak: wygłupy na tafli lodowej oceniane przez rozchichotaną blondynkę w różowych pierzastych skrzydłach, prowadzenie innego, jeszcze głupszego show w towarzystwie blondynki, nie potrafiącej mówić poprawnie w żadnym języku, z ojczystym włącznie oraz zafundowanie sobie trwałego makijażu?
A to jeszcze nie koniec poniżeń (a właściwie - "samoponiżeń"). Do tych wymienionych dochodzi jeszcze lansowanie się w brukowcach.
Super Express "przyłapał" właśnie Zygmunta Chajzera w Wilanowie na romantycznym spacerze z żoną:
W pobliżu słynnego barokowego pałacu Dorota i Zygmunt Chajzerowie cieszyli się swoją obecnościa jak za dawnych lat - pisze tabloid. Po chwili spaceru postanowili odpocząc w pijalni czekolady.
Tam zupełnie przypadkowo zebrało im się na wspomnienia, które zupełnie przypadkowo zanotował dziennikarz Super Expressu, przypadkowo przechodzący w pobliżu.
Od razu mi się spodobała - wyznaje prezenter, wspominając początek swojej znajomości z obecną żoną. Nie miałem więc wątpliwości i od razu zaprosiłem ją na dyskotekę.
To był początek lat 80-tych, byliśmy na dyskotece w klubie Remont - wspomina ich "pierwszy raz" żona. Pamiętam, że gdy skończyło się "Przeżyj to sam", Zygmunt przypomniał sobie, że nie wyłączył pralki w mieszkaniu swojej cioci. I mówił, że koniecznie muszę z nim pojechać, bo może się popsuć i zalać całe mieszkanie.
Jedno trzeba przyznać Chajzerowi - na zdjęciach sprawia wrażenie, że doskonale zdaje sobie sprawę, w jak żałosnej jest sytuacji. Jeśli zamierza dalej iść tą drogą, powinien wziąć kilka lekcji od Krzysztofa Ibisza i Mandaryny. Albo od bezwstydnego Ivana K.