Po tym, jak sąd przyznał Joannie Brodzik rację i nakazał wydawcy dziennika Fakt przeprosić aktorkę za publikowanie oszczerczych artykułów na jej temat, należałoby się spodziewać, że Joanna Brodzik będzie się cieszyć spokojem, przerywanym tylko kręceniem kolejnej reklamówki farby do włosów lub pisaniem felietonu do kobiecego miesięcznika.
Ale nic podobnego. Joanna Brodzik udzieliła właśnie obszernego wywiadu Gazecie Wyborczej. A ściślej, jej poniedziałkowemu dodatkowi Duży Format.
Aktorka nie owija w bawełnę. Na sugestię dziennikarza, że potraktowano ją łagodnie, pisząc o domniemanej ciąży, odpowiada:
Może powinnam być jeszcze wdzięczna? Jak gwałcona kobieta mężczyźnie, który ją zgwałcił, ale nie zabił? "Fakt" kradnie coś najcenniejszego, co mam: mój wizerunek, nazwisko i moją prywatność. A potem robi z nimi, co chce. Bez mojej zgody i wiedzy.
Wyjaśnia też, jak to było z zasłabnięciem po lekach:
Dariusz Zaborek, Gazeta Wyborcza: Czy podając "Fakt" do sądu, miała Pani dowód, że zasłabła Pani nie po alkoholu, tylko po leku?
Tak. Taki dowód nie był potrzebny, ale adwokaci mieli zaświadczenie lekarza podczas rozprawy na wszelki wypadek. Proszę jednak pamiętać, że to nie mój stan był przedmiotem sprawy. Nawet gdybym wracała z urodzin kota przyjaciółki i była nagwizdana jak szpadel, to nie ma znaczenia. I nie jest zabronione. Nie wolno natomiast mnie ani żadnej innej osoby śledzić, fotografować i opatrywać zdjęć poniżającym, kłamliwym komentarzem. Zostały zrobione w nocy, z ukrycia, nie podczas uroczystości, kiedy pełnię funkcje zawodowe, tylko w sytuacji absolutnie prywatnej. To zabronione.
Ale już z porno-stronami wyskakującymi po wpisaniu w wyszukiwarkę „brodzik nago” nic nie zamierza zrobić:
Nie mam możliwości ochrony wizerunku w internecie. Nie sposób namierzyć właścicieli stron. To firmy-krzaki zarejestrowane w różnych miejscach na Ziemi. Ale nie jestem jedyną, której nazwisko w ten sposób jest wykorzystywane, choć to słabe pocieszenie. To oznacza, że zapotrzebowanie na mój wizerunek i nazwisko jest duże, skoro różne elementy rzeczywistości opłaca się opatrywać moim nazwiskiem. I łamać prawo. Dodajmy, że w tych filmach niestety nie brałam udziału, więc biedni są ci, którzy tam klikają z nadzieją (śmiech). Nie wolno tego rozpatrywać w kategoriach: "Klikają na mnie, ach, jak to przyjemnie". Tutaj ktoś robi interes na nazwisku, na które ja zapracowałam.
W całym tekście z ust Joanny Brodzik dużo mówi o zarabianiu pieniędzy, o zarabianiu na swój wizerunek – czyżby to pieniądze były dla niej główną motywacją?
Niewielu aktorów jest w stanie się jasno do tego przyznać i robią to zazwyczaj po zagraniu w jakiejś potwornej chałturze, obliczonej na maksymalne zyski, bez żadnych ambicji. No tak, ale Joanna Brodzik, odkąd już przestała sklejać koperty i moderować czat w jednym z portali (o czym także mówi w wywiadzie), żyje z grania w serialach obliczonych na zysk, a nie uniesienia duchowe.
Może lepiej, zamiast prowadzać się po sądach i tak walczyć z tym „czarnym PRem”, jaki jej robią tabloidy, Brodzik wzięłaby przykład z Foremniak? Kiedy wszyscy o niej piszą, że zdradza męża i zaniedbuje dzieci, ta nie domaga się dementi we wszystkich dziennikach, ale jedzie do Afryki z Unicefem i występuje w charytatywnej kampanii reklamowej. Okazuje się, że to dużo lepszy sposób na poprawę wizerunku.