W listopadzie wybuchła głośna afera wokół Charliego Sheena. Aktor i słynny narkoman ogłosił w telewizji, że jest nosicielem wirusa HIV. Okazało się, że wiele jego kochanek dowiedziało się o tym właśnie wtedy. Wiele z nich poszło do sądu.
Wkrótce okazało się, że Sheen wydawał miliony dolarów rocznie na prostytutki, które zmuszał do podpisywania "kontraktów o dyskrecji". Nakłaniał je do seksu bez zabezpieczeń, choć wiedział, że jest nosicielem. Gdy jedna z nich zaszła w ciążę, zmusił ją do aborcji.
Teraz Sheen znalazł sposób na przekucie afery w sukces i zarobieniu na niej pieniędzy. Postanowił zostać twarzą marki prezerwatyw. Występuje jako jej "ambasador". Nagrał reklamę ze smutną muzyką, w której skarży się, że ludzie nie rozmawiają o zabezpieczaniu się przed seksem.
Ludzie nie chcą odbyć takiej rozmowy. Jest niewygodna, krępująca. Wiąże się z przekonaniem, z fantazją, że to się nigdy nie wydarzy - powiedział w nagraniu. To coś, o czym sam mogę opowiedzieć. Sam czułem się dokładnie w ten sposób. Że "to" są sprawy dla innych.
Ciekawe, że Sheen doszedł do tych wniosków dopiero przy okazji komercyjnej kampanii reklamowej. Choć mówi o czasach, gdy nie spodziewał się, że zakazi się wirusem HIV, nie wytłumaczył, dlaczego chciał uprawiać seks bez prezerwatywy z prostytutkami, gdy już wiedział, że ryzykuje w ten sposób ich życiem.