Muzycy zespołu Skaldowie, chociaż wszyscy są już w okolicach siedemdziesiątki, nie przestają koncertować. Wczoraj wracali z koncertu w Kwidzynie, gdy zdarzyło się nieszczęście. Jak relacjonuje Super Express, bus, którym zespół wracał do Warszawy, wypadł z trasy na autostradzie A1 w okolicach Włocławka.
Wypadek wyglądał bardzo groźnie, bo auto dachowało. Na szczęście wszyscy uszli z życiem. Najcięższe obrażenia odniósł założyciel grupy Andrzej Zieliński.
Lider zespołu Andrzej Zieliński trafił do szpitala. Ma połamanych kilka żeber, pęknięty mostek, połamaną łopatkę i uszkodzony kręgosłup. Inni członkowie grupy wyszli prawie bez szwanku, są jedynie poobijani - pisze tabloid.
Jechaliśmy szybko jak to na autostradzie. Nagle samochód zaczął jechać od jednej strony do drugiej. Odbił się od barierki i wjechał na trawę. No i kilka razy koziołkował. Najbardziej ucierpiał brat. Ma połamanych kilka żeber. Pęknięty mostek. Ma też coś z łopatką - informuje brat Andrzeja, Jacek Zieliński.
Na miejsce wypadku przybyła policja, która ustala okoliczności zajścia.
Według wstępnych ustaleń przyczyną wypadku było niedostosowanie prędkości do warunków atmosferycznych - mówi starszy aspirant Piotr Duziak z zespołu prasowego Komendy w Bydgoszczy. Mieli dużo szczęścia. Jak dojeżdżaliśmy do wypadku, to spodziewaliśmy się najgorszego. Najważniejsze, że wszyscy żyją. Bo przecież dachowali przy sporej prędkości. Dobry mieli samochód. To ich uratowało.