Szymon Wydra dołączył do grona rozpoznawalnych ludzi (Krzysztof Ibisz, Agnieszka Fiktau-Perepeczko), którzy lansują się brukowcach. Czy kogoś to dziwi? W końcu mamy do czynienia z człowiekiem, który dla pieniędzy całuje się z foką.
Już jako dziecko przejawiałem zdolności muzyczno wokalne - opowiada na łamach Super Expressu. To nie jest początek. Zaczyna się, jak dziadek poznał babcię, która grała na bałałajce, ale oszczędzimy Wam tego. Gdy miałem 16 lat założyłem swój pierwszy zespół. Ojcu nie podobała się moją fascynacja muzyką. Chciał, żebym miał konkretny fach w ręku, a ja wolałem całymi dniami grać na gitarze. Gdy miałem 19 lat, postanowiłem wyprowadzić się z domu. Miałem dosyć kłótni, sporów, a przede wszystkim przymusów. Znalazłem klitkę w suterenie. W nocy było tak zimno, że spałem w kilku grubych swetrach , pod grubą pierzyną i ogrzewałem się suszarką. Myłem się na dworcu
Postanowiłem pójść do pracy. Wylądowałem na stacji benzynowej. Przez cztery lata myłem szyby z ptasich gówien, pracowałem na czarno, ale nie kradłem. Kolejnym zajęciem, jakiego się podjąłem była praca w nocnym sklepie monopolowym, potem postanowiłem spróbować swoich sił w dziennikarstwie. Potem postanowiłem poszukać szczęścia w Warszawie...
Nie martwcie się, to jeszcze nie koniec. Ciąg dalszy nastąpi. Możemy być tego całkowicie pewni.