Nie cichnie afera wokół odtajnionego w zeszłym tygodniu raportu policyjnego z przeszukania rancza Neverland, w 2003 roku. Policjanci z wydziału szeryfa w Santa Barbara znaleźli w domu Michaela Jacksona stosy mrocznej i wyuzdanej pornografii z udziałem dorosłych i dzieci, a także materiały przedstawiające tortury i rzeź zwierząt, które "król popu" prawdopodobnie wykorzystywał do "łamania psychiki" swoich młodych ofiar. Jest to część procesu o nazwie "grooming", który ma celu obniżenie zahamowań u ofiary i ułatwienie molestowania.
Kolejne strony raportu ujawniają, że Jackson posiadał w domu także pokaźną kolekcję manekinów, naturalnych rozmiarów, wyglądających jak dzieci. Manekiny były uśmiechnięte i ustawione w nieco wyuzdanych pozach, m.in. jeden robił świecę, inny leżał na biurku z nogą na nogę. Widać było, że ktoś ustawiał scenki, w których ze sobą "rozmawiały".
Ponadto, na ścianach domu wisiały obrazy z małą Shirley Temple, a także zdjęcie Macaulaya Culkina, z którym Jackson przyjaźnił się w latach 90-tych.
Mimo że w 2005 roku piosenkarz został uniewinniony od wszystkich 7 zarzutów dotyczących molestowania nieletnich, do dziś mało kto wierzy w jego niewinność. Trudno zignorować fakty, takie jak np. zeznania jednego z chłopców, 13-letniego Jordana Chandlera, który w trakcie przesłuchania, ze szczegółami opisał wygląd genitaliów Jacksona oraz charakterystyczne znaki i blizny, które "król popu" miał na ciele w miejscach intymnych.
Jackson zapłacił wówczas 22 miliony dolarów rodzinie Chandlera i sprawa zakończyła się ugodą. Po zakończeniu procesu gwiazdor zaszył się na jakiś czas na jednej z wysp Bahrajnu.
Czy to naprawdę możliwe, żeby wszystkie zarzuty i dowody przeciwko Jacksonowi były jedynie spiskiem nieprzychylnych mu ludzi? A może kilkaset milionów dolarów, które zapłacił w sumie rodzicom gwałconych dzieci zamknęły im na zawsze usta?
Ekspertka o kontrowersyjnym zdjęciu: "Rodzice nie powinni publikować zdjęć nagich dzieci w internecie"
Zobacz też: