Paris Hilton stwierdziła, że ma problem - nie ma prawdziwych przyjaciół. Ogłosiła więc, że będzie ich szukać. W reality show. Na casting do programu zgłosiło się... czterdzieści osób. Jest to na pewno niemiła niespodzianka dla Paris, która liczyła na tysiące chętnych. Jeszcze gorzej wygląda "jakość" kandydatów.
W kolejce na casting było mniej niż czterdzieści osób - wspomina świadek. Były tam dziewczynki wyjęte z balu maturalnego, w pastelowych sukienkach i w kryształowych kolczykach od Swarovskiego. Były tlenione gotyckie blondyny w bladym makijażu i skórach oraz czarnoskóre mieszkanki najgorszych dzielnic Los Angeles.
Wszyscy mieli jedną wspólną cechę: ogromne parcie na szkło. Widać było doskonale, że nie pojawili się tu, aby zaprzyjaźnić się z Paris Hilton, bo żadna z tych osób prawdopodobnie nie wytrzymałaby godziny z takim bufonem jak ona. Całymi siłami starali się przykuć uwagę reżyserów w nadziei na jakikolwiek występ na szklanych ekranie.
W Stanach pęd do telewizyjnej sławy to już jakaś choroba społeczna, patologia. Pewnie dlatego, że w żadnym innym cywilizowanym kraju nie ma aż tylu "odrzuconych", ludzi żyjących w zupełnej nędzy. Obyśmy nigdy nie musieli żyć w kraju aż takich społecznych kontrastów.