Dwa tygodnie temu minister edukacji Anna Zalewska zapowiedziała kolejną reformę edukacji, polegającą tym razem na likwidacji gimnazjów oraz powrocie do ośmioklasowej podstawówki i czteroklasowego liceum, nazywanych teraz "szkołą powszechną". Rodzice większości uczniów są zaniepokojeni i oburzeni taką decyzją - gimnazja od wprowadzenia w 1999 roku przeszły ogromną przemianę i nie mają wiele wspólnego z mitycznymi opowieściami o powtarzaniu materiału z podstawówki i wylęgarniach patologii. Polscy gimnazjaliści w corocznych testach Programme for International Student Assesment, sprawdzających umiejętności matematyczne i wiedzę z zakresu nauk ścisłych, wypadają coraz lepiej - w 2015 roku zajęli 11. lokatę na świecie. Kolejne wywrócenie systemu do góry nogami wywoła chaos, który towarzyszył 15 lat temu wprowadzeniu gimnazjów.
To jednak nie koniec "dobrej zmiany" w polskiej szkole. Zalewska zapowiadała też zwiększenie ilości godzin historii oraz wprowadzenie do programu "wycieczek do miejsc pamięci narodowej". Uczniowie jak na razie nie będą (chyba) jeździć do Smoleńska, minister zajęła jednak jasne stanowisko na temat wprowadzenia do programu nauczania treści o katastrofie:
Sama katastrofa smoleńska nie jest kontrowersyjna, wydarzyła się. Należy tu podać fakty. Mam nadzieję, że kiedy młodzi ludzie będą dyskutować dostarczona będzie taka a nie inna wiedza - tłumaczyła w programie Burza polityczna. Ja nie jestem historykiem, ja nie piszę podstaw programowych z historii. Młodzi ludzie są właśnie po to, żeby uczestniczyć w bardzo trudnych dyskusjach, to doskonale rozwija. Jest tylko jeden warunek: nie może być manipulacji, z żadnej ze stron, muszą być fakty. A młodzi ludzie muszą być uczeni tego, żeby umieć ze sobą dyskutować, nawet bardzo emocjonalnie.
Przypomnijmy, że pierwszym rocznikiem, który obejmie nowa reforma edukacji będą uczniowie, który w minionym roku szkolnym uczęszczali do piątej klasy szkoły podstawowej - w 2017 roku pójdą nie do gimnazjum, ale do siódmej klasy.