W miniony piątek lubelski sąd orzekł rozwód Beaty i Andrzeja Pietrasów. W ten sposób piosenkarka zakończyła trwające prawie 40 lat małżeństwo. Pietras, który kierował jej życiem i karierą od klasy maturalnej, nie pojawił się w sądzie. Najwyraźniej nadal nie może otrząsnąć się z szoku, że po latach zdrad, a także ponoć jego upodobania do alkoholu, nagle skończyła jej się cierpliwość. Jeśli krążące na temat ich relacji plotki zawierają ziarno prawdy, to Beata i tak długo wytrzymała. Nerwy puściły jej dopiero na wieść o tym, że Pietras zrobił dziecko ukraińskiej gosposi.
Beata nie spała przed rozprawą całą noc - ujawnia w rozmowie z Faktem znajoma artystki.
Po rozwodzie piosenkarka od razu ruszyła do urzędu, żeby złożyć wniosek o zmianę nazwiska na panieńskie i wymianę wszystkich dokumentów, Najwyraźniej zależy jej na pozbyciu się wspomnień po nieudanym małżeństwie.
Niestety, jeszcze przez pół roku będzie musiała znosić obecność byłego męża na koncertach. Jako menedżer zespołu Pietras podopisywał bowiem kontrakty, rezerwując terminy na kilka miesięcy naprzód. W ten sposób zapewnił sobie zyski na najbliższe kilka miesięcy. Jeśli chce, może także jeździć z zespołem na występy oraz wydawać polecenia ekipie technicznej. Biorąc pod uwagę napięte relacje między byłymi małżonkami, Beata ma nadzieję, że do tego nie dojdzie. Bez względu na okoliczności, Pietras i tak otrzyma swoje wynagrodzenie.
Nie chce się z nim kłócić. Jeśli Andrzej zechce przyjeżdżać na jej koncerty to nie będzie mu wchodzić w drogę - ujawnia informator tabloidu. Woli skupić się na nowej miłości i wydaniu zaplanowanej na jesień płyty.
**_
_**