Zbigniew Hołdys miał problemy z krytyką ze strony internautów na długo przed Jarosławem Kuźniarem, Magdą Gessler czy Tomaszem Lisem, którzy tak bardzo cierpią z powodu rzekomego "hejtu". W 2012 roku, po publicznej obronie ACTA, skasował nawet swój profil na Facebooku, a później wystąpił na słynnej okładce Newsweeka Tomasza Lisa, "Nie zabijajcie nas"…
Ostatnio Hołdys znów oburzył się na internautę, który ośmielił się nie zgadzać z jego poglądami. W odpowiedzi muzyk zaatakował go na swoim profilu i zapowiedział… donos do pracodawcy.
Czy jego komentarz w ogóle można nazwać "hejtem"? Mężczyzna napisał tylko:
Zupełnie nie rozumiem po co się Pan wtrąca do polityki i tak zaciekle broni tych, którzy nie pozwalają odkryć niechlubnej prawdy o wielu niewdzięcznych Polakach. Mieszając się do polityki przekreśla Pan swój dorobek u wielu fanów, którzy słuchali lub słuchają Pana muzyki, a mają inne spojrzenie na rzeczywistość. Strzela Pan sobie w kolano albo nawet oba, głównie kolana finansowe.
W odpowiedzi Hołdys zapytał go na profilu, czy jest to jego prywatne zdanie, czy też podziela je również pracodawca mężczyzny. Zapowiedział także, że skontaktuje się z jego szefem… W komentarzach pod postem znalazło się i jego "stanowisko".
Witam, czytamy z zaniepokojeniem wiadomość i jest nam przykro, że powyższy post naszego pracownika został utożsamiony z naszą firmą. Zatrudniając pracowników nie pytamy o ich preferencje polityczne. Bardzo proszę nie utożsamiać naszej firmy a tym bardziej marki Toyota z tym co prywatnie umieścił nasz pracownik.
Najwyraźniej jednak wszystkie strony doszły do porozumienia, bo wpis zniknął już z profilu Hołdysa. Czy spełni się jego marzenie i "hejter" straci pracę?