Tradycją w polskiej polityce stało się, że żony prezydentów, od chwili ich zaprzysiężenia musiały być bezrobotne i poświęcić się bez reszty funkcjom reprezentacyjnym. Agata Duda musiała porzucić pracę nauczycielki języka niemieckiego w krakowskim liceum i przeprowadzić się do Warszawy. Wydaje się, że do tej pory nie udało jej się polubić tego miasta i korzysta z każdej okazji, by odwiedzić Kraków. Za te wyrzeczenia, podobnie jak jej poprzedniczki, nie pobiera ani grosza pensji. Na szczęście kochający mąż, jak sam pochwalił się w wywiadzie, odprowadza za nią składki ZUS.
W odpowiedzi na publiczną dyskusję, dotyczącą przyznania pierwszej damie choćby symbolicznej pensji, klub Prawa i Sprawiedliwości złożył w Sejmie odpowiedni projekt ustawy. Posłowie proponują, by Agata Duda otrzymywała 12 275 złotych pensji oraz 1265 złotych "dodatku stażowego". Pensje, nie przekraczające jednak 10 tysięcy złotych, miałyby także otrzymać byłe pierwsze damy: Danuta Wałęsa, Jolanta Kwaśniewska oraz Anna Komorowska. Projekt nie obejmuje Barbary Jaruzelskiej, gdyż jej mąż nie został wybrany w wyborach powszechnych.
Przy okazji posłowie PiS-u chcą przeforsować znaczne podwyżki wynagrodzeń prezydenta i członków rządu. Prezydent miałby dostać 5 tysięcy złotych podwyżki, premier - prawie 8 tysięcy, wicepremier i ministrowie po 4 tysiące. Posłowie i senatorowie mogliby liczyć na podwyżki wysokości 2700 złotych miesięcznie.
Jeśli ustawa wejdzie w życie, to miesięczna pensja prezydenta wzrośnie do 25 100 zł, premiera do 24 100 zł, zaś ministrowie będą zarabiać po 18 tysięcy. Jak informuje Super Express, posłowie chcą głosować nad projektem już dzisiaj, chociaż opozycja o proponowanych zmianach dowiedziała się… z mediów.
Po cichu, bez możliwości podejrzenia druku projektu ustawy, w Sejmie pojawił się wczoraj wieczorem projekt zmian wynagrodzeń prezydenta, członków rządu i parlamentarzystów - pisze tabloid. Podwyżki sięgają nawet 7 tysięcy miesięcznie. Najwięcej na dobrej zmianie zyska firmująca ją premier Beata Szydło. Znacznie wzrosną też zarobki wicepremierów, ministrów, wiceministrów i wojewodów. Sytuacja jest dość kuriozalna, bo o projekcie inni posłowie opozycji dowiadują się z mediów i żaden z nich nie ma jeszcze dostępu do jego treści**.**
Posłowie PiS argumentują, że pensje polityków, zamrożone przez Platformę Obywatelską w 2008 roku, są zbyt niskie, co prowadzi do sytuacji, że podwładny może zarabiać więcej niż minister.