W niedzielę w miejscowości Reutlingen niedaleko Stuttgartu doszło do dramatu, gdy 21-letni Syryjczyk zaatakował maczetą ciężarną kobietę, która zmarła w wyniku odniesionych obrażeń. Zanim napastnik został powstrzymany przez kierowcę BMW, który go potrącił, zranił jeszcze dwie osoby.
Pojawiły się doniesienia, że kobieta była Polką i pracowała w barze z kebabami. Policja początkowo nie potwierdzała tych informacji.
W końcu ustalono, że ofiarą Syryjczyka była 45-letnia Jolanta K. Kobieta osierociła czwórkę dzieci, które mieszkały w Polsce. Najmłodsze ma 8 lat, najstarsze 23.
Jolanta K. wyjechała z rodzinnej Dąbrowy Tarnowskiej do Niemiec zaraz po rozwodzie. Mieszkała tam od roku wynajmując mieszkanie ze znajomą. Trzy miesiące temu zatrudniła się na pełen etat w barze.
Ustalono, że 21-letni uchodźca miał na imię Muhamed. Przebywał w Niemczech od półtora roku i był bezrobotny. Często przychodził do baru, gdzie spotykało się wielu innych Syryjczyków. Od pewnego czasu zaczął się zalecać do Jolanty i twierdził, że się w niej zakochał.
W niedzielę kobieta jasno dała do zrozumienia 21-latkowi, że nie jest nim zainteresowana. Wtedy zaczął "dziwnie się zachowywać", co zaniepokoiło pozostałych pracowników baru. Siłą wyrzucili go z lokalu i zabarykadowali się w środku. Mężczyzna wrócił uzbrojony w maczetę i około 16:30 zakradł się od strony zaplecza. W furii zaatakował Jolantę, która próbowała uciekać, ale dopadł ją i zadał śmiertelny cios na progu baru. Obecnie w tym miejscu ludzie kładą kwiaty i palą znicze.
To był koszmar. Widziałem tę kobietę leżącą we krwi. I potem jak zakuwają w kajdanki tego zwyrodnialca. Byłem przerażony - powiedział w wywiadzie dla Faktu świadek, Robert Łukowski. Teraz boję się o życie moich dwóch nastoletnich sióstr.
Dzień przed tragedią Jolanta wróciła w wyjazdu do Dąbrowy Tarnowskiej. Przygotowywała się na przyjazd najmłodszej córki do Niemiec. Według świadków kobiecie prawie udało się uciec przed mordercą. Jej dzieci przyjechały do Reutlingen, żeby dokonać identyfikacji zwłok.