Program 500+ był krytykowany od momentu, gdy Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało, że zamierza go wprowadzić. Uwag nie szczędzili zarówno przeciwnicy partii, jak i osoby, które nie załapałyby się na wsparcie. W gronie krytyków znaleźli się również bogaci "beneficjenci", w tym milionerka Izabella Łukomska-Pyżalska. Do debaty już jakiś czas temu włączył się Henryk Kowalczyk z PiS-u, Przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów. Przyznał, że program może być zmieniany, ale dopiero po roku od wdrożenia.
Ostatnio Kowalczyk zaskoczył wszystkich wyjątkowo szczerym wywiadem dla Pulsu biznesu. Poinformował, że w budżecie brakuje 5 miliardów złotych, żeby zrealizować program. Co więcej, uważa, że pieniędzy tych nie zabezpieczył odpowiednio wcześnie rząd Platformy Obywatelskiej.
Obecnie brakuje około 5 miliardów złotych na finansowanie programu 500+, ale je znajdziemy. Liczymy, że od 2018 r. w pełni zadziała uszczelnienie systemu podatkowego, m.in. dzięki centralnemu rejestrowi faktur VAT - powiedział Kowalczyk. Dopiero 2018 r. będzie pierwszym, kiedy można będzie nas rozliczać z poprawy ściągalności, bo dopiero wówczas zadziałają wszystkie mechanizmy, których wprowadzenie zapowiadaliśmy. Poza tym liczymy, że przyspieszy wykorzystanie funduszy unijnych i wzrost PKB będzie wyższy niż obecnie.
Polski rząd na realizację programu 500+ już zaciągnął 20 miliardów złotych kredytu, do czego w lipcu przyznał się wicepremier Mateusz Morawiecki. Oznacza to, że to obecne "dzieci 500+" będą spłacały miliardy złotych długów zaciągnięte na ich rodziców.
Czy to dobry pomysł?