Szefowa Kancelarii Premiera Beata Kempa kilka tygodni temu skompromitowała się projektem ustawy odblokowującej zamrożone przez rząd PO i PSL pensje członków rządu, senatorów, posłów, prezydenta i jego żony. W myśl projektu, Agata Duda miałaby otrzymywać 13 tysięcy złotych miesięcznie, a pensja jej męża wzrosłaby do 25 tysięcy. Premier zarabiałby zaledwie tysiąc złotych mniej, a podwyżki dla reszty członków rządu i parlamentarzystów miały sięgać 7 tysięcy złotych. Ministrowie mieliby zarabiać po 18 tysięcy złotych.
Ustawa miała być przegłosowana po cichu, późnym wieczorem, bez informowania mediów ani opozycji. Na szczęście gazetom udało się w porę zaalarmować opinię publiczną. Po skandalu jaki wywołała, Kempa przygotowała kolejny projekt, tym razem ograniczający podwyżki do członków rządu, jednak on także trafił do kosza.
Mimo to, jak ujawnił właśnie Fakt, szefowa Kancelarii Premiera nie odpuściła. Rozporządzeniem premiera, przygotowanym pod jej nadzorem, podwyżki dostaną asystenci, których pensja wzrośnie do 6560 złotych oraz sekretarze szczycący się wykształceniem średnim, którzy odtąd będą zarabiać 5060 złotych miesięcznie. Rozporządzenie wchodzi w życie za dwa dni.
Ciekawe jest zapewnienie w uzasadnieniu do rozporządzenia o podwyżkach: "Wzrost wynagrodzeń nie spowoduje dodatkowych skutków finansowych dla budżetu państwa" - pisze Fakt. Bo kancelaria premiera podwyżki wypłaci ze "swoich". Nie wspomina tylko, że "swoje" to tak naprawdę "nasze".
Dziennikarzom tabloidu nie udało się porozmawiać z Beatą Kempą. Przebywa aktualnie na zagranicznych wakacjach.