Odkąd Donald Trump został oficjalnym kandydatem Patrii Republikańskiej na prezydenta USA, próbuje zjednać sobie wyborców coraz bardziej kontrowersyjnymi wypowiedziami. Ostatnio stwierdził, że twórcą Państwa Islamskiego jest Barack Obama, a pomagała mu w tym Hillary Clinton. Przedstawił też swój pomysł na walkę z terroryzmem, gdzie jednym z ważniejszych narzędzi będą tortury - takie jak stosowane w więzieniu CIA w Polsce, w Starych Kiejkutach.
Wsparciem dla Trumpa w jego zmianach w kraju ma być Mike Pence, ogłoszony w połowie lipca kandydatem na wiceprezydenta USA. Dla wielu amerykanów taki wybór jest jeszcze gorszy niż w przypadku Trumpa.
Przeciwnicy Pence'a twierdzą, że jest nie tylko konserwatystą, ale wręcz chrześcijańskim ekstremistą. Gubernator stanu Indiana znany jest z wiary w kreacjonizm i wspierania pomysłu, żeby nauka biblijna była włączona do programów w szkołach. Chce także, żeby państwo płaciło za "terapię konwersyjną" gejów, czyli "zmianę orientacji" poprzez elektrowstrząsy.
Pence uważa także, że wirus HIV i choroba AIDS są karą za grzechy. Kiedy w stanie Indiana zapanowała epidemia HIV, polityk przez długi czas odmawiał pozwolenia na program wymiany igieł na sterylne. Po dwóch miesiącach od ogłoszenia epidemii, przekazał mediom, że jedzie do domu, żeby... pomodlić się za chorujących.
Przekonanie, że HIV jest karą od Boga za branie narkotyków oraz seks przedmałżeński, przekłada się też na to, że Pence jest gorliwym przeciwnikiem prezerwatyw. Już w 2002 roku twierdził, że taka forma antykoncepcji jest niebezpieczna dla młodzieży. Skrytykował wtedy Collina Powella, Sekretarza Stanu, za promowanie prezerwatyw w MTV.
Prawdą jest taka, że Collin Powell miał okazję żeby potwierdzić zachęcanie prezydenta do abstynencji jako najlepszego wyboru dla naszej młodzieży - powiedział w wywiadzie dla CNN. A on, po pierwsze, postanowił tego zaniechać. Myślę, że to bardzo smutne.
Po drugie, szczerze mówiąc, prezerwatywy to bardzo, bardzo słaba ochrona przed chorobami przenoszonymi drogą płciową. I w tym sensie Sekretarz Stanu może przypadkowo wprowadzać w błąd miliony młodych ludzi, zagrażając ich życiu.
Problemem jest to, że takie rozwiązanie jest zbyt nowoczesne. To naprawdę była nowoczesna, liberalna odpowiedź na problemy, jakie rodzice - tacy jak ja - mają w całej Ameryce, a właściwie to na całym świecie.