Film Smoleńsk, po miażdżącej krytyce ze strony Jarosława Kaczyńskiego, który ponoć opuścił pokaz przedpremierowy ze słowami "To nie tak było", przez kilka miesięcy poddawany był przeróbkom i ponownemu przemontowaniu. Reżyser filmu Antoni Krauze zapewniał wprawdzie, że cały problem polega na tym, że zawiedli specjaliści od efektów specjalnych, jednak mało kto uwierzył w tę wersję.
Reżyser i scenarzysta Andrzej Saramonowicz bez owijania w bawełnę wyjaśnił na Facebooku, że "trudności techniczne" w języku branży filmowej oznaczają, że film nie spodobał się komuś bardzo ważnemu.
Jeśli na kilka zaledwie dni przed premierą producent wycofuje film, powołując się na "trudności przy realizacji filmu i stopień technologicznego skomplikowania", w mojej ocenie (oczywiście mogę się mylić, to tylko próba odczytania tego osobliwego komunikatu) oznacza to mniej więcej tyle: "ktoś bardzo ważny, ktoś, od kogo wiele w Polsce zależy, a komu z powodów osobistych szalenie zależało na tym filmie, obejrzał go na pokazie przedpremierowym i tak nas zrąbał od stóp do głów, że nam ze strachu buty pospadały, a teraz w panice zastanawiamy się, co dokręcić i jak przemontować" - napisał reżyser.
W końcu, po prawie pół roku oczekiwania, ekipa ogłosiła, że film, po przemontowaniu i pokonaniu "trudności technicznych" jest już gotowy. Jak donosi Super Express, zmiany polegały między innymi na wycięciu wszystkich scen, w których pojawiał się Jarosław Kaczyński.
Według mojej wiedzy w filmie nie występuje postać brata pana prezydenta - potwierdza w rozmowie z tabloidem Katarzyna Łaniewska, wcielająca się w postać Anny Walentynowicz.
Dystrybutor filmu wyjaśnia, że tak miało być od początku.
Poza parą prezydencką wszystkie inne postacie w filmie są postaciami fikcyjnymi, wzorowanymi na postaciach znanych, realnych - komentuje w tabloidzie.
Zdaniem Super Expressu, to bardzo tajemnicza sprawa.
W takim razie, co robi tam wspomniana już legenda Solidarności Anna Walentynowicz? Z kim przez telefon satelitarny w zwiastunie filmu rozmawiał Lech Kaczyński, skoro sam Jarosław przyznał w Radiu Maryja, iż dzwonił do brata na około 15 minut przed jego śmiercią? - zastanawia się tabloid. Politycy PiS również nie chcą rozmawiać o szczegółach "Smoleńska". A jeśli już, to anonimowo. Usłyszeliśmy jednak, iż "Jarosław Kaczyński nie życzył sobie, aby jego osoba była w tym filmie".